Cuxa
Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 90
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z kątowni... hahaha xd
|
Wysłany: Nie 18:35, 01 Lut 2009 Temat postu: Treningi wyścigowe do III gonitwy |
|
|
20 stycznia
Po ostatniej "przegranej" Hebe była osowiała, trochę przytłumiona. Irytowała się też o wiele szybciej niż zazwyczaj. Podczas czyszczenia kręciła się, zupełnie jakby jej łaskotki ponownie powróciły do życia. Raz nawet nadepnęła mi na stopę. Przed treningiem postanowiłam się z nią trochę pobawić w PNH na zewnątrz.
Była niespokojna, trochę trudno jej się było skupić. Ale w końcu przypomniała sobie o co chodzi w naszych relacjach. Osiodłałam ją i skierowałam się na tor.
Sylwia powitała nas z nieco niepewnym wyrazem twarzy. Rozgrzewka była nerwowa, Hebe rwała się do galopu, brykała, ale po upomnieniu uspokoiła się. Starałam się być dla niej trochę bardziej wyrozumiała.. Ona też mogła mieć w końcu swoje humorki.
Weszłyśmy na tor. Dałam jej łydkę do naszego tradycyjnego okrążenia wokół toru w galopie przed treningiem. Ale ona wydawała się nie potrzebować moich sygnałów. Ruszyła błyskawicznie, na początku strzelając lekkiego baranka, jednak potem się opamiętała i skupiła na galopie. Gnała tak szybko, że musiałam ją przytrzymywać o wiele mocniej niż zazwyczaj.
Dzisiejszy trening miał się odbyć na dystansie 1600 metrów. Postanowiłam, że to będzie dosyć neutralna długość - Hebe musi się... wyżyć, a "zasada" trenowania na mniejszych dystansach od gonitwy będzie zachowana... do czasu.
Dzisiaj postanowiłam startować z nią ze stój - jak na sławnej gonitwie Seabiscuita i War Admirala. Ale powodem było to, że nei chciałam ją dodatkowo denerwować stresem związanym z bramką startową.
Stanęłyśmy na lini startowej... I zabrzmiał sygnał dzwonka.
Hebe ruszyła natychmiast. Po prostu zrobiła susa do przodu, wyciągając się w niemożliwy sposób i zaczęła gnać, jakby miała finiszować na gonitwie. Miała skulone uszy, szyję opuszczoną w dół, zapewne też niewyobrażalnie rozszerzone nozdrza i ogień w oczach. W momencie ruszenia prawie wyrwała mi wodze z rąk, by się wyciągnąć. Aż cud, że ich nie porwała. Próbowałam ją stopniowo zwalniać. Nie mogła zignorować moich sygnałów, więc bardzo niechętnie zaczęła niewyobrażalnie powoli zwalniać. Ale nadal nie przeszkadzało jej to w pokonywaniu w niewyobrażalnej prędkości kolejnych metrów. W momencie, gdy udało mi się ją zwolnić do szybkości, z którą zazwyczaj poruszałybyśmy się do tego etapu gonitwy, już nastąpił moment, w którym przyspieszałyśmy. Hebe ożywiła się, mijając kolejny zakręt.
-A niech to...-mruknęłam.
Przytrzymałam ją dłużej niż zazwyczaj. Potem ją wypuściłam. Nieważne było to, że była cała mokra, prawdopodobnie niewyobrażalnie zmęczona. Wyskoczyła do przodu, być mjoże jeszcze szybciej jak poprzednio. Do mety dotarła w zaskakującym tempie. Po przekroczeniu mety galopowała jeszcze długi czas.
Po tym... oszałamiającym treningu (jednak czego się można było spodizewać po Hebe...), bohaterka całego zdarzenia wydawała się być z siebie zadowolona. Mimo ciągle skulonych uszu i ciągłego machania ogonem wydawała się urosnąć z dumy, wydawała się patrzeć na innych z góry. Poruszała się z wdzięcznośnią, wręcz nieco przesadnie.
Stępowałam ją przez naprawdę dłuugi czas. Po treningu nie dość, że ją obmyłam (oczywiście z późniejszą wizytą na solarium), to nałożyłam namoczone bandaże na jej nogi i pobudzałam jej komórki do aktywności poprzez długie czyszczenie i masaże.
-Wariatka.-mruknęłam na odchodne, dając jej przy okazji marchewkę.
24 stycznia
Przed treningiem nastąpila standardowa procedura - czyszczenie, siodlanie, rozprężenie.
No i potem kóleczko wokól toru "wolnym" galopem.
Dzisiaj mialam mocne postanowienie poćwiczenia nad kondycją i wyrywaniem się Hebe do większych... prędkości. Musiala przyspieszać w odpowiednim czasie, może dluższy dystans ją tego oduczy.
A bylo to... 2400 metrów. Dystans, z jakimi 3-letnie folbluty mierzą się na derbach. Dla arabów to pikuś, prawda?
... W każdym bądź razie zobaczymy.
Dzisiaj nie ruszalyśmy z bramek startowych - ze stój. Startowaly też z nami dwa inne konie - ale biegly krótszy dystans - 1800 metrów. Hebe będzie musiala przejść... Trudną próbę.
Na sygnal jak zwykle wyrwala się do przodu, kierując w stronę bandy. Objęla prowadzenie, z niewyobrażalną uciechą wyprzedzając inne konie. Zaczęla przyspieszać, chcąc wyrobić sobie idealną pozycję. Ja jednak powoli zaczęlam ją już tutaj przystopowywać. Wydawala się conajmniej zdziwiona. Skulila mocno uszy, gdy wyprzedzil ją jeden z koni. Wyrwala się do przodu.
Zaczęlam do niej mówić uspokajająco i ją stopować. Koń zacząl się oddalać. Zaczęla się denerwować. Po chwili minąl ją kolejny. Zaczęla się szarpać i ruszyla do przodu. Szla leb w leb z karoszem. 500 metrów. Kasztanka byla 2 dlugości przed nami. Na razie konie szly równym tempem, Hebe byla mokra z nerwów.
Hebe nie zamierzala odpuszczać karoszowi i trochę się zlościla z faktu, ze musiala iść za klaczą.
1000 metrów. Powoli tempo zaczęlo się zwiększać, ale nadal spokojnie.
Kolejne 500 metrów bylo calkiem spokojne, z powolnym zwiększaniem prędkości, Hebe oczywiście sobie nie odpuszczala, byla niemalże szcześliwa, ze dzielila ich już tylko 1 dlugość od kasztanki, która powoli zaczynala tracić sily, ale nadal walczyla.
Ostatnie 300 metrów ogier i druga klacz pokonywali o wiele mocniej, Hebe byla lekko przytrzymywana, ale nadal ''finiszowala'' z nimi.
Na mecie byla w niedalekiej odleglości od nich. Niesamowicie się zdziwila, ze gdy oni już zwalniali po pokonaniu mety, ja jej dalam lydkę. Postawila uszy, wyraźnie zaintrygowana. Zaczęla powracać do dawnego tempa, wydlużając mocno wykrok. Widać bylo, że jest już zmęczona, ale nie bylo to jakimkolwiek powodem - przynajmniej dla niej - do jakiegokolwiek odpustu.
Dawalam jej już luźne wodze - Hebe mimo wszystko znala swoje granice, a byl to tylko trening. Wszystko spokojnie. Mimo wszystko nadal zdumiewala mnie swoją wytrzymalością - pięknie zakończyla trening.
Po treningu oczywiście derka, duuuużo stępa, myjka, solarium, rutynowe wyczyszczenie i marchewki.
25 stycznia
Dzisiaj, o dziwo, gdy przyszlam do boksu Hebe, byla ona aż w zniewalająco dobrym "stanie" - byla czysta. Ale oczywiście przeczyścilam ją dokladnie, osiodlalam i chwilę potem zaczynalyśmy już rozprężanie. Nie ma co tego opisywać, bo bylo to standardowe - stęp, klus i straszne zdenerwowanie ze względu na chęć bycia na torze.
Dziś, dla odmiany, chcialam dać trochę "poużywać" sobie Hebe. Ćwiczylyśmy sprint na odcinku ok. 200 metrów. Sylwia mierzyła nam czas. Za każdym razem coraz bardziej rozdziawiała usta i podskakiwała wkoło, ciesząc się jak głupia.
Hebe wydawała się być zadowolona z takiej opcji, ale nie pozwalała sobie na zbytnie spoufalanie się, tylko skupiała się na biegu.
Wyciskala z siebie naprawdę dużo energii, choć jej poklady wydawaly się nieskończone.
Na koniec treningu Sylwia zdolala się już opanować i jak zawsze mówila, ze moglo być lepiej, to i to moglam zrobić inaczej, Hebe mogla się bardziej postarać, etc.
W każdym bądź razie trening byl bardzo przyjemny ii,.. mam nadzieję, ze owocny.
Rozstępowalam ją, obmylam, etc. i wsadzilam do boksu z niecalym kilogramem marchwi w żlobie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|