Zabawa w okrążanie

Cuxa

Dzień: 14 października
Godzina: 15:00
Czas trwania: 40 minut
Pogoda: neutralna - słoneczny, jesienny dzień

Konie stały w boksach, spokojnie wcinały sobie sianko. Wrzuciłam do żłobu Hebe dwie marchewki i poszłam szybko się przebrać. Jak wróciłam, wyczyściła już żłób całkowicie.
Nie spieszyłam się za specjalnie z czyszczeniem, bo i tak była czysta. Nie licząc oczywiście faktu, że się strasznie „leniła” i była „nieco” zakurzona. Oczywiście były standardowe problemy z jej łaskotkami, ale jakoś to ścierpiała. Założyłam jej kantar, przypięłam długą linę i skierowałam się z nią na ujeżdżalnię.
Standardowo naszą współpracę rozpoczęłam od wszystkich dotychczas poznanych zabaw, oddzielając je od siebie zabawą w przyjaźń – była przyjemnym przerywnikiem.
Stanęłam na środku ujeżdżalni. Hebe była do mnie zwrócona przodem. Pogłaskałam ją po grzbiecie nosa. Odsunęłam się od niej nieco i poprosiłam ją o przejście łopatką. Wykonała to bez zarzutu – kluczem była zabawa w prowadzenie, a to już ćwiczyłyśmy. Potem poprosiłam ją o ruszenie do przodu. Postąpiła o kilka kroków, po czym zatrzymała się i odwróciła się do mnie przodem. Próbowała podejść, ale odesłałam ją na koło. Powtórzyłam prośbę. Ruszyła. Gdy była na wysokości mojego ramienia, zawahała się i spojrzała na mnie. Zatrzymała się i tylko zwróciła głowę w moją stronę. Poprosiłam ją ponownie o ruszenie. Za moimi plecami skręciła do mnie. Odesłałam ją „mocniej”. Podrzuciła głowę do góry. Przeszła ładnie jedno kółko. Rozluźniłam się, uśmiechnęłam i odwróciłam w jej stronę, w zapraszającym geście. Podeszła do mnie z postawionymi uszami. Powtórzyłam to samo na drugą stronę. Znowu był mały problem związany z zatrzymywaniem się za moimi plecami. Odesłałam ją mocniej. I chyba trochę za mocno, bo odeszła tak, że delikatnie zaczęła naciągać linę. Przywołałam ją do siebie i powtórzyłam, zrobiłam to spokojniej. Po przejściu 1,5 kółka dałam jej spokój. Nagrodziłam ją zabawą w przyjaźń. Rozluźniła się. I o to chodziło.
Ponownie poprosiłam ją o przejście na koło. Tym razem jednak poprosiłam ją o kłus. Za pierwszym razem w ogóle nie za kłusowała, za drugim nie od razu. Za trzecim w końcu zakłusowała, ale trochę wyciągała i nie pilnowała tempa. Przywołałam ją do siebie. Dałam jej chwilę na zastanowienie, po czym ponownie od siebie odesłałam. Ruszyła kłusem, po zrobieniu pełnego kółka, przywołałam ją do siebie. Pochwaliłam, za dobrze wykonane ćwiczenie. Powtórzyłam na drugą stronę. Za pierwszym razem oczywiście udała, że nie wie o co chodzi, jednak już kolejnym jakby zrozumiała, że wygodą dla niej będzie wykonywanie moich poleceń. Tym razem jednak zrobiła nie jedno, ale trzy kółka. Ku mojemu zdziwieniu nie odmierzała sobie odcinka i przyszła do mnie dopiero, gdy ją o to poprosiłam. Podsunęłam jej marchewkę. Poklepałam ją jeszcze tylko po szyi, po czym opuściłyśmy ujeżdżalnię.
Zaprowadziłam ją do boksu, ponownie przeczyściłam i wrzuciłam jej do żłobu dwa jabłka i marchewkę – zasłużyła.