Forum www.skansen.fora.pl Strona Główna

Treningi wyścigowe do I gonitwy

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.skansen.fora.pl Strona Główna -> Boks 1
Autor Wiadomość
Cuxa




Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 90
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z kątowni... hahaha xd

PostWysłany: Nie 18:29, 01 Lut 2009    Temat postu: Treningi wyścigowe do I gonitwy

Data: 4 stycznia

Hebe stała w „torowej” stajni na czas sezonu. Kolejne nowe miejsce, nowe konie.
Poszłam po nią do boksu. Kręciła się po nim nerwowo. Ale za to żłób ładnie wyczyściła. Gdy tylko mnie zobaczyła, postawiła uszy i błyskawicznie zbliżyła się do drzwi od boksu. Wystawiła głowę. Pogłaskałam ją. Weszłam do boksu i nałożyłam jej kantar. Chwilę się z nią pobawiłam w siedem zabaw parelliego, ale w bardzo ograniczony sposób, bo jednak w boksie nie było dużo miejsca. Potem zaczęłam ją czyścić. Hebe chyba rywalizuje z innymi końmi w konkursie na zasadzie – ten kto bardziej uwalony wróci do stajni, wygrywa. W każdym bądź razie czyszczenie zajęło mi trochę czasu. Wyprowadziłam ją z boksu, kierując się na karuzelę. Hebe spojrzała na nią nieco sceptycznie, jak na coś poniżej jej godności, ale było to chyba spowodowane dziwną budową owej rzeczy.
Jak na pierwszy raz na karuzeli sprawowała się nadzwyczaj dobrze. Początkowo tylko nie do końca radziła sobie ze zmianami kierunków i czasem udawało jej się przez pewien odcinek się cofać, podczas gdy inne konie sobie maszerowały w dobrym kierunku. Pod koniec jednak klacz już zrozumiała co i jak i rozpoznawała momenty, w których będą następowały zmiany kierunku.
Gdy się rozprężyła, wyciągnęłam ją z tej dziwnej maszyny. Była z siebie wyraźnie zadowolona. Omiotła wzrokiem pozostałe konie, jakby się zastanawiając, czy one miały podobne problemy jak ona. Długo jednak tego nie robiła, po w chwilę później pociągnęłam ją w stronę stajni, by wziąć sprzęt i ją osiodłać.
Cóóóż. Hebe wyglądała dosłownie jak koń wyścigowy... Tylko z nieco za bardzo misiowatą sierścią. Będzie trzeba ją ogolić.

Z takimi genialnymi wnioskami ruszyłam na tor. Hebe, mijając inne konie schodzące z toru, słysząc ogólny gwar, otoczona przez nowe konie, ludzi, pokazała swój arabski bukiet, zaczęła caplować.
Zaczęłam ją uspokajać. Jakby za dotknięciem magicznej różdżki zaczęła normalnie iść.
Powoli wkroczyłyśmy na tor. Wybrałam tor poboczny ze względu na podłoże i brak tłoku. Sylwia miała czekać gdzies na trybunach. Rozejrzałam się.
-Cuuuuuuuuxa!!!!!!!!!-usłyszałam przeraźliwy wrzask.
Momentalnie się obejrzałam. Hebe poruszyła się nerwowo. W moją stronę biegła Sylwia, płosząc przy tym inne konie. Miałam ochotę uderzyć w coś twardego głową. Miałyśmy nie zwracać na siebie uwagi.
-Spóźniłam się, sorry.-wysapała.
Przewróciłam oczami. Ta to zawsze musi narobić zbędnego rozgłosu X_X

Dzisiaj miałyśmy sobie z Hebe pokonać krótkie odcinki w jak najszybszym czasie. Początkowo miało być to 300 metrów, potem byłaby zmniejszana i kolejno zwiększana.
Sylwia wyszczerzyła się, pokazując mi w ręku stoper, pognała na miejsce „mety”.
Ja sama wsiadłam na Hebe. Miałyśmy jakby na „rozgrzewkę” pokonać cały tor galopem.
Dałam jej lekką łydkę do zakłusowania. Rzuciłam jeszcze okiem na oddalającą się Sylwię, po czym dałam jej sygnał do zagalopowania.
Początkowo ruszyła jak z torpedy, musiałam ją lekko przystopowywać. W końcu to nie jest jeszcze wyścig, za dopiero co początek treningu. Dosłownie czułam, jak „uderzają” we mnie wały powietrza. Poruszała się przez cały czas szybkim galopem. Powoli mijałyśmy słupki z napisami: „200 m”, „600 m” itd. Hebe postawiła uszy, wydawała się skakać w tym galopie. Skróciłam ją nieco. Minęłyśmy słupek z oznaczeniem „800 m”. Jeszcze tylko 200. Zaczęłam jej powoli pozwalać wydłużać wykrok. „1000 m” mignęło mi chwilę temu, ale coraz bardziej się od niego oddalałyśmy. 1200 metrów. W końcu. Dałam jej łydkę i oddałam wodze. Przez chwilę wydawało mi się, że Hebe wyskoczy z samej siebie i zacznie biec przed sobą, bo poczułam takie straszne szarpnięcie. Zaczęła zagarniać coraz więcej ziemi, wyciągnęła głowę. Słyszałam tylko stukot jej kopyt. Minęłyśmy metę. Zaczęłam ją powoli przystopowywać. Zaśmiałam się. Cudownie. Naprawdę cudownie.
W końcu przeszła do kłusa, udało mi się ją zawrócić i pokłusowałyśmy do Sylwii, która miała dziwny wyraz twarzy.
-Czyś ty do reszty zgłupiała?!!!!!! To miała być tylko przewieszka!!!-napadła mnie.
Hebe skuliła uszy i poruszyła się niespokojnie.
-Chill out. Wracaj na miejsce i przygotuj stoper.-wystawiłam jej język.-Aaaa. I pamiętaj o tym .. dzwoneczku.-zaśmiałam się.

Stanęłam z Hebe na długości 500 metrów. Miałyśmy pokonać 300 m w jak najlepszym czasie.
Usłyszałyśmy dźwięk „dzwoneczka”, dałam Hebe mocną łydkę i niemalże wystrzeliła jak z procy – zazwyczaj używałam delikatniejszych sygnałów. Cmoknęłam, bardziej się pochylając i oddając jej nieco wodze. Hebe jakby się wydłużyła i z każdym krokiem szła coraz szybciej. Nawet się nie obejrzałyśmy jak minęłyśmy słupek z „800 m”. Powoli zaczęłam ją zwalniać. Zrobiłam małą woltę kłusem i wróciłam do Sylwii. Nie skomentowała naszego „przejazdu”.
-Teraz 100 metrów, musi się nauczyć jak najszybciej rozpędzać, nie może iść taka rozleniwiona.-przybrała trochę dziwny ton, ale wzruszyłam ramionami.
Zawróciłam konia i kłusem dotarłam na wcześniej wyznaczoną „linię”.
Powtórzyłyśmy wszystko w podobny sposób, po usłyszeniu sygnału dałam jej łydkę, oddałam jej wodzę, szła jak strzała, czasami trochę za blisko zbliżała się do bandy.
Ćwiczenie powtórzyłyśmy jeszcze raz na tej samej odległości oraz na 500 metrach, 600 metrach i ponownie 300.
Byłam z niej bardzo zadowolona. Sylwia nie odzywała się słowem.
-Coś cię boli?-zapytałam z lekkim uśmiechem, prowadząc ubraną w derkę Hebe w kierunku karuzeli.
Sylwia spojrzała na mnie jak na kretynkę.
-Trzeba będzie jej partnera do treningów znaleźć.-powiedziała rzeczowym tonem, po czym pożegnała się i zniknęła mi z wzroku.
Wzruszyłam ramionami i wprowadziłam Hebe do karuzeli. Dla pewności przytrzymałam ją tam dłużej niż było trzeba.

Zaprowadziłam ją do boksu, poleciłam stajennemu podać jej pół kilo marchwi za godzinę, po czym odeszłam niemalże w podskokach.

Dzień: 5 stycznia

Dzisiaj kolejny dzien treningu. Oporządzenie Hebe zajęlo mi o dziwo mniej czasu niż poprzednio. Sylwia tym razem się nie spóźnila. Normalnie jestem z niej dumna. Wsiadlam na klacz i zaczęlam ją rozprężać w stępie i klusie. Rozprężenie nie różnilo się zbytnio od tych na zwyklych treningach. Potem skierowalyśmy się na tor. Sylwia szla obok mnie, ja siedzialam na grzbiecie Hebe.
Dzisiaj zalożylyśmy sobie, że sprawdzimy Hebe na torze. Miala być to odleglość 1000 metrów, miala już wcześniej wybranego partnera - jakiegoś 8-letniego walacha.
Po wstępnym przebyciu galopem toru. Stanęliśmy wraz z Grześkiem, który dosiadal Torrador'a, na "linii startu". Wymienilam z nim uśmiechy, powiedzial coś, ale jego glos zagluszyl dźwięk dzwonka. Ścisnęlam Hebe lydkami i wyslalam ją mocno do przodu. Torrador byl jednak szybszy i znalazl się przy rampie. To on nadawal tempo. Ja, wraz z Hebe trzymalyśmy się blisko niego, miala nos na wysokości jego slabizny. Grzesiek obejrzal się, wyszczerzyl się i pomachal mi ręką, z ruchu jego warg wyczytalam: "Adios".
Pokonaliśmy 500 metrów, Grzesiek oddal Torradorowi wodze i pacnąl go palcatem, a ten już po chwili wymsknąl nam się o dlugość. Poczulam szarpnięcie. Hebe wyskoczyla za nim do przodu.
-Spoookojnie.-powiedzialam do niej, lekko ją stopując.
Weszliśmy w zakręt, 3 dlugości do Torradora. Jeszcze 300 metrów. W momencie, gdy zakręt zacząl przechodzić w prostą, cmoknęlam i oddalam wodze Hebe. Ona jakby tylko na to czekala, powoli niszcząc dzielącą nas odleglość. Ale Grzesiek glupi nie byl i także dodal Torradorowi. 2 dlugości. Jeszcze 200 metrów...
Docisnęlam mocno lydki do jej boków. Hebe jakby na chwilę zawiesila się w powietrzu, bym na chwilę mogla uslyszeć coraz częstszy i donośniejszy stukot jej kopyt. 1 dlugość... Powoli, coraz bardziej... Już byla na wysokości jego lopatki, Torrador spojrzal na nią kątem oka, widząc, że go dogania i przyspieszyl... Odleglość znowu zaczęla się zwiększać.
Zmarszczylam brwi.
-No dalej, maleńka!-zacmokalam i uderzylam ją lekko palcatem w lopatkę.
To wystarczylo. Kilkoma susami doskoczyla do Torradora. Spojrzala na niego jakby z wyższością i wyprzedzając go o nos, przebyla linię mety.


***

Bylam z niej dumna, naprawdę cholernie dumna. Zaraz po treningu zalożylam jej derkę i zaczęlam ją rozstępowywać w ręku.
Świetny trening, naprawdę świetny.


Dzień: 7 stycznia

Dzisiaj niestety byłam tylo obecna na treningu Hebe, nie uczestnicząc w nim. Po raz peirwszy wsiadła na nią Sylwia. Po raz 4 powtarzałam jej instrukcje i wszelakie informacje na temat Hebe. Naprawdę była zestresowana. Miały przebyć tor o długości 800 metrów. Ja nie mogłam z bardzo irytującej głownej przyczyny - złapałam okropne choróbsko, a ilość warstw, jaką na sobie miałam i nieodłaczny katar czy też kaszel pozbawiały mnie jakichkolwiek szans na branie czynnego udziału w treningu. Ledwo co udało mi się wyrwać w mieszkania.
Poza tym Sylwia podała mi chyba jedyną zaletę... Albo nawet dwie. Sprawdzimy Hebe pod innym jeźdźcem, sprawdzimy też jak inni sobie z nią radzą i jak właściwie to wszystko wygląda z boku.

Arabka była co najmniej podekscytowana. Caplowała, nie dając się do końca uspokoić Sylwi. Przy przebyciu jednego kółka galopem "na rozgrzewkę", wierzgała i strzelała baranki, cały czas jednak miała postawione uszy, przez chwilę nawet wydawało się, że będzie chciała przeskoczyć przez bandę, ale Sylwia szybko zrozumiała o co jej chodzi. Ale cóóóż. Do części "właściwej" treningu jeszcze trochę.

A właściwie to... Już.
Hebe ruszyła, mocno, Sylwia jej nie przytrzymywała. Dała jej gnać. Wstałam z siedzenia na trybunach. Czy ona zwariowała? Ale nie... Sylwia była może i szalona, ale na pewno wiedziała co robi, tak... Choć wyjątkowo trudno pogodzić obie rzeczy.
Zakręciło mi się w głowie. Usiadłam.
Hebe cwałowała w najlepsze, nie zwalniając, wykorzystując całkowicie okazje na to, by się wykazać. O, tak. Hebe kochała się wykazywać. I niezbyt dobrze znosiła porażki. A to coś znaczyło... Właściwie to całkiem dużo znaczyło. Po ostatnim wyścigu była nieco naburmuszona. Ona widziała, że nie była pierwsza. Ale to ją jakby "zagrzało".
Pokonały połowę odległości. Hebe nie zwalniała. Szła cały czas tym samym tempem. I cały czas miała postawione uszy. Co za uwaga, ho, ho....
Patrzyłam. W skupieniu, starając się ignorować fakt, że przez wiatr łzawiły mi oczy, ale nie zamykałam ich. Może i długość toru nie była przerażająca, ale było tak przeraźliwie zimno i... argh. Moja maluteńka Hebe... Ona... Jest taka szybka, boże. Ostatnie 100 metrów. Obniżyła głowę, wydłużyła jeszcze bardziej wykrok i... skuliła uszy.

I nagle coś do mnie dotarło. I to tak mocno, że jakby poczułam nagłą energię, wstałam gwałtownie i poleciałam w stronę toru.
Hebe świetnie sfiniszowała, walczyła z wiatrem o mocniejszy świst. Po mecie pokonała spory kawałek, zanim udało się ją Sylwii zatrzymać. Noo... Może troszeczkę za bardzo się rozochociła.

Sylwia pokłusowała chwilę, po czym podjechała do mnie stępem.
-To małe potrafi z siebie wydobyć.-pochwaliła ją, głaszcząc po szyi.
Hebe była cała mokra. Natuchmiast narzuciłam na nią derkę.
Zaczęłam przeskakiwać z nogi na nogę, próbując się rozgrzać.
-I kto tu jest wariatką...-prychnęła blondynka.-Spadaj już, poradzę sobie.-odpędziła mnie ruchem ręki.
Uniosłam brew.
-Chcesz wystartować na gonitwie, czy wolisz się kisić pod kołderką z obolałym tyłkiem od zastrzyków?
Zawahałam się.
-Znikaj mi z oczu, ale to już!-zrobiła groźną minę, ale chwilę potem uśmiechnęła się.
Przewróciłam oczami i pogłaskałam Hebe. Trąciła moją rękę pyszczkiem.

I wtedy życzyłam sobie nagłego powrotu do stanu funkcjonalności. Chwilę potem siedziałam w samochodzie, podkręcając co chwila temperaturę na wyższą. Jechałam do domu. Czosnek, cebula, kocyk, wszystkie te obrzydliwe lekarstwa. Ale wszystko ma w końcu sowją cenę...


Dzień: 10 stycznia

Dzisiaj ostatni trening przed gonitwą. Nadal na nią nie wsiadłam, by sie upewnić, że jutro będę w stanie. Zamiast mnie zrobiła to Sylwia.
Dzisiaj miały przećwiczyć startowanie z bramki, miało być jak najbardziej sprawne, a samo wejście do niej nie powinno przystwarzać jej stresu, bo potem mogłaby tym zepsuć całą gonitwę, znając Hebe... Albo i nie, znając jej przewrotność. Trudno zdecydować. W każdym bądź razie najpierw zaczęło się od samego wprowadzenia jej do bramki. Sylwia starała się rozejrzeć po bramce, czy czasem nie jest za ciasno, coś ją nie obciera czy coś, ale to było już zbytnie wpadanie w paranoje. Jej reakcją na wejście było skulenie uszu, jednak w bramce stała względnie spokojnie, jakby szykując się do startu. I chwilę potem zabrzmiał sygnał... Pierwsze co Hebe zrobiła, wyskakując z bramki, bryknęła, przez co Sylwia poczuła przynajmniej dyskomfort.
Sylwia pokonała z nią krótki odcinek, po czym zaczęła ją zwalniać. Kłusem wróciła z powrotem.
Spróbowałyśmy jeszcze raz, starałyśmy się jakoś ją... Uspokoić?

Iii... Po wielu niewypalonych pomysłach i domysłach, przy starcie Sylwia jakos tak wygięła łokieć, że palcat, który trzymała, odbił się od ramy bramki, a następnie z całym impetem uderzył ją w biodro. Hebe wykonała susa do przodu, wierzgając lekko.

To samo co wcześniej, Sylwia wróciła, tym razem jednak skarżąc się na to, że walnęła się palcatem w udo i ją piecze i w ogóle.

... Potem zaczęłyśmy kojarzyć fakty. Za każdym razem, gdy Sylwia kręciła się w bramce, musiała jakimś sposobem uderzać palcatem Hebe, zawsze trzymała go "na wszelki wypadek", jak zresztą ja, ale... Cóż. W każdym bądź razie sprawiało to, że Hebe się denerwowała, przy sygnale, obrywała batem ze względu na to, że Sylwia miała irytujący nawyk robienia "skrzydełek", przez co palcat za bardzo 'wystawał' i po prostu odbijał się od ramy bramki i uderzał klacz. Oczywiście zastanawiające było jak Sylwia zdołała go utrzymać i w ogóle nie poczuć, no ale nie o tym.

Resztę treningu spędziłyśmy na... Poprawianiu tego. Hebe jakoś nigdy nie ignorowała nawet najlżejlszych sygnałów, a samo użycie bata przy niej było ostatecznością, dosłownie. Na szczęście też była bardzo chętnym do współpracy koniem, więc pod koniec bylyśmy naprawdę zadowolone z efektu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    Zobacz poprzedni temat : Zobacz następny temat  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.skansen.fora.pl Strona Główna -> Boks 1 Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin