Cuxa
Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 90
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z kątowni... hahaha xd
|
Wysłany: Czw 21:06, 05 Lut 2009 Temat postu: Pierwszy galop |
|
|
Dzień: 26 listopada
Godzina: 14:00
Czas trwania: 60 minut
Pogoda: lekka mżawka, chłodno
Konie jak zwykle stały na padoku i wcinały sianko. Barbossa nadal trzymała się z boku i fukała na konie, które ośmieliły się do niej zbliżyć. Hebe standardowo drażniła ją, w międzyczasie zajmując się jedzeniem. Gdy tylko mnie zobaczyła, przyszła do mnie, dzięki czemu udało jej się nie dostać od Barbossy. Szybko ją przeczyściłam, osiodłałam i zabrałam na ujeżdżalnię.
Jak zawsze zaczęłam od zabawy z ziemi – by się rozluźniła i „nabrała” ochoty do pracy. Siodło jakoś nam nie przeszkadzało w zabawie, a nawet pomagało, bo potem nie było problemów z sygnałami, jakie przekazywałam jej z siodła. Klacz nauczyła się ustępować od „łydki” (właściwie to strzemion, przez które przełożyłam lonżę), a nawet cofać, przy odpowiednim ustawieniu strzemion. Dodatkowo niezbyt przejmowała się linkami plątającymi się jej między nogami – stała spokojnie, dzięki czemu w każdym momencie mogłam ją od nich uwolnić.
W końcu zakończyłam naszą zabawę i powoli na nią wsiadłam. Złapałam za uwiąz, który już od jakiegoś czasu był zastępcą wodzy, a kantar ogłowia. Delikatnie wypchnęłam ją do przodu dosiadem. Ruszyła stępem. Szła żwawo, marszem. Po jakimś czasie skręciłyśmy na małą woltę. Zmieniłam kierunek przez przekątną. Co jakiś czas zatrzymywałam ją samym dosiadem i prosiłam o kilka kroków do tyłu. Zmiany kierunku starałam się robić dosyć często, by ją trochę powyginać.
„W końcu” stanęłyśmy po środku ujeżdżalni. Podciągnęłam popręg. Poprosiłem ją o kłus. Zareagowała prawidłowo po dwóch krokach stępa. Ponownie ją zatrzymałam i poprosiłam o kłus. Tym razem powlokła za sobą tylne nogi. Znowu ją zatrzymałam, po czym starałam się ją mocniej wypchnąć do przodu. Ładnie, ruszyła kłusem ze stój, z dobrą równowagą, ładnie podstawiając nogi pod kłodę.
W kłusie robiłam przejścia do stój, ze stój do kłusa, z kłusa do stępa, ze stępa do stój, ze stój do kłusa, itd. Przy zatrzymaniach co jakiś czas prosiłam ją o cofnięcie się, po czym powracałam do przejść.
Gdy już nieźle sobie utrwaliłyśmy to ćwiczenie, zmieniłam kierunek przez zrobienie półwolty w kłusie. Na drugą stronę tylko powtórzyłam raz, czy dwa przejścia, po czym przeszłam do czegoś innego. Zrobiłam woltę, pilnując ją łydkami, by nie wypadała łopatką czy zadem. Po takiej wolcie zmieniałam kierunek i robiłam woltę na drugą stronę. Potem zaczęłam robić przeróżne serpentyny, wężyki czy inne ćwiczenia „rozciągające”. Wszystko wykonywałyśmy w kłusie, pracując nad równowagą. Starałam się, by cały czas podstawiała nogi po kłodę, szła „zwarta”, a nie rozlazła. Mimo iż nie miałam z jej pyskiem mocnego kontaktu, nie pędziła do przodu, gdy dawałam jej łydkę. Wydawała się świetnie rozumieć moje sygnały (przekazywane dosiadem, bez zbędnej pracy łydek czy też rąk).
Przestałam ją męczyć z tymi woltami, bo jeszcze by się jej w głowie zakręciło xd Na prostej starałam się ją skracać, zaś na zakrętach prosiłam ją o wydłużenie wykroku, „dodanie”. Ta „filozofia” miała na celu nie tylko poprawienie równowagi, ale także szybsze reagowanie na sygnały i precyzję, ale chodziło tu też o wpojenie tego, że na zakrętach się nie zwalnia, bo młodym koniom często jest ciężej na nich utrzymać równowagę.
Powoli też przygotowywałam ją do zagalopowania. Nie miałam zamiaru jej uczyć galopu na zakrętach jak szkółkowe konie, tylko po prostu chciałam jej to ułatwić, więc tuż przed zakrętem wsiadłam w siodło, jadąc kłusem ćwiczebnym. Na zakręcie dałam jej sygnał do galopu, lekko cmokając, wypchnęłam ją zadem... iiii... Już po chwili Hebe gnała galopem. Początkowo strasznie szybko galopowała, coraz bardziej się rozpędzając i przecinając ujeżdżalnię w połowie. Udało mi się ją jednak przede wszystkim zwolnić i sprowadzić z powrotem na ścianę ujeżdżalni, pilnując ją, by wyjeżdżała pełne koła. Po zrobieniu dwóch okrążeń przeszłyśmy do kłusa. Poklepałam ją. Zmieniłam kierunek i postanowiłam zagalopować na drugą stronę. Na początku też strasznie gnała, ale szybko dała się opanować. Pogłaskałam ją po szyi i dałam jej wyciągnąć głowę w kłusie.
Gdy się rozluźniła, przeszłyśmy do stępa. Występowałam ją, rozsiodłałam, rozczyściłam i puściłam na padok. Galopując i brykając dołączyła do innych koni.
Post został pochwalony 0 razy
|
|